Pages

środa, 27 października 2010

Relacja Navigatoria AR Team z Mistrzostw Polski w Adventure Racing Elbląg 2010

tekst: Rafał Adametz
fotografie: Piotr Łopuchin

Bardzo lubię rozmowy z Krzyśkiem w czasie podroży na zawody. Gadamy o wszystkim, od spraw codziennych, przechodzimy do filozofii i nauk przyrodniczych (coraz bardziej ulegam anty -filozoficznemu stanowisku Krzysztofa) kończąc zawsze na rajdach i marzeniach z nimi związanych. W środowy październikowy wieczór (choć podróż była krótka bo tylko do Elbląga) nie było inaczej, z tym wyjątkiem, że teraz marzenie rajdowe (w moim rozumieniu cel) miało się spełnić – pokonanie 300km.

Dla Navigatorii start na trasie Masters „Mistrzostw Polski w Adventure Racing 2010” był wyjątkowy właśnie z powodu dystansu jaki mieliśmy pokonać – 327 km – jeszcze nigdy, nikt z nas nie przekroczył 230 km (jeśli chodzi o rajdy przygodowe oczywiście). Paula Szczepańska, Bartek Jasiński, Krzysztof Pędziszewski i ja – w tym składzie trenowaliśmy na trójmiejskich szlakach - spotykaliśmy się by dopracowywać szczegóły logistyczne i wreszcie wystartowaliśmy!

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Kliknij zdjęcie by zobaczyć więcej:}

W środę w Elblągu wszystko zaczęło się od kolacji podczas której spotkaliśmy się z pozostałymi zawodnikami (Team 3600 oraz Funexsports) i organizatorami. Po wysłuchaniu krótkiego wykładu na temat walorów Wysoczyzny Elbląskiej, wygłoszonego przez pana leśniczego, otrzymaliśmy pakiety startowe z kompletami map. Zamieniliśmy się w słuch i podążając za instrukcjami Pawła Fąferka – szefa zawodów – śledziliśmy z uwagą mapy starając się zapamiętać wszystkie przydatne informacje. Gdy odprawa dobiegła końca mogliśmy udać się do hotelu na spoczynek. Przed snem, chcieliśmy jednak jeszcze ustalić warianty trasy i przygotować parę rzeczy jeśli chodzi o sprzęt. W końcu wyszło na to, że w noc przed startem spaliśmy jakieś 5,5 godziny...

Czwartek 21.10 – pobudka godzina 6.00 – dwie godziny do startu. Zjadamy wysoko- energetyczne śniadanie, zbieramy pozostały sprzęt i udajemy się do bazy zawodów. W wyznaczonym dla nas miejscu na hali sportowej (przepak A), do którego będziemy wracać kilkakrotnie między etapami, zostawiamy rzeczy odpowiednio uporządkowane, żeby później nie tracić czasu na szukanie i zastanawianie się. Na start zabieramy już tylko plecaki ze sprzętem obowiązkowym i z tym czego będziemy potrzebować podczas 38km etapu kajakowego a jest to między innymi sprzęt wspinaczkowy potrzebny do wykonania pierwszego zadania specjalnego [ ZS1 ].
Start zawodów zlokalizowany jest w centrum miasta pod XIV wieczną Bramą Targową. Przy dźwiękach ożywiającej muzyki, po sygnale startu ruszamy na 2 kilometrowy bieg na orientację po Elblągu. Po 8 minutach jesteśmy znów pod bramą – zgarniamy plecaki i pędzimy nad rzekę na Wybrzeże Gdańskie by zwodować kajaki.

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

"Zaczęło się prawdziwe napieranie”. Etap kajakowy [ PK 2, PK 3, PK 4, PK 5 ] prowadzi  Kanałem Elbląskim, aż do Zatoki Elbląskiej. Po dwóch godzinach docieramy do PK3, który położony jest nad brzegiem Zalewu Wiślanego na mostku, nad kanałem, po lewej stronie szlaku żeglugowego. Na początku wszystkie zespoły są w zasięgu wzroku, ale już po paru kilometrach Team 3600 dostrzegamy tylko niewyraźnie na horyzoncie. Z każdym kilometrem robi się coraz zimniej [ temperatura powietrza od 2 do 4 st C ] szybko zaczyna również padać, obiecany przez prognozy pogody, deszcz, wiatr wieje z zachodu z siłą 4-5B – sumą tych czynników jest temperatura odczuwalna poniżej 0 st C. Gdy dopływamy nad zalew jest naprawdę ostro... W drodze powrotnej musimy płynąć pod prąd, kawałek w poprzek fali; trzeba uważać, by nie wywróciło kajaka, ręce i nogi są już przemarznięte. Sześć i pół godziny spędzonych w kajaku, w takich warunkach daje w kość każdemu. Pod koniec etapu Bartek i Krzysiek wspinają się jeszcze na most [ ZS 1 ] -nie wiem do końca jak byli w stanie używać tak skostniałych rąk - a Paula i ja w kajakach, odbieramy ich na dole zjeżdżających po linie – całkiem spektakularne zadanie specjalne [ ZS 2 ].

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Docieramy do hali [ strefy zmian A ] lekkim truchtem – ciepło, bardzo nieśmiało, wraca do naszych ciał. Teraz musimy zabrać rolki i na rowerach udać się na punkt numer 8 [ PK8 ] – skrzyżowanie nowiutkich dróg (jeszcze nie otwartych dla ruchu), po których przyjdzie nam pokonać 30 km na rolkach. Niestety w ogniu rywalizacji tracimy trochę głowę i jadąc na ten punkt zakręcamy się w gąszczu miejskich ulic, co kosztuje nas utratę przewagi nad Funexsports, wypracowanej na kajaku. Ruszamy na etap rolkowy 30 sekund przed nimi. Trasa składa się z 5 pętli – pod górkę i z górki. Rozpoczynający trasę podjazd nie jest łatwy, jednak już na pierwszym zjeździe zaczynamy współpracować, jak przystało na rajdowy zespół. Łapiąc się jeden drugiego, lepiej pokonujemy opory powietrza, a w konsekwencji i kilometry szybciej uciekają spod naszych kółek. Pod górę pomagamy sobie w podobny sposób i ostatecznie zyskujemy 10 min przewagi nad rywalami.

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Przy zachodzącym słońcu zostawiamy rolki na punkcie [ PK9 ] i wsiadamy na rowery. Przed nami 87 km etap MTB – w praktyce 100 km przez Park Krajobrazowy Wysoczyzny Elbląskiej poprzecinany głębokimi jarami [ PK10, PK11 , PK12 ]. Jest już ciemno, nawigacja staje się trudniejsza, włączamy światła... W miarę sprawnie docieramy do trudno dostępnego, szczególnie z rowerem, punktu 10 [ PK 10 ] położonego w lesie w pobliżu Leśniczówki Jagodna nad rzeką Kamionką.

Znalezienie punktu 11 nie tylko nam zabiera sporo czasu. Znajduje się on w pobliżu rezerwatu „Buki Wysoczyzny Elbląskiej” nad rzeką Trabianką, na dużym wzniesieniu o wysokości ok 150 mnpm, a takich na terenie Wysoczyzny Elbląskiej nie brakuje. Trafiamy początkowo nie na tę górkę, nie unikamy więc karkołomnych przepraw z rowerami, z wąwozu do wąwozu. Na punkcie [ PK 11 ] ognisko, obsługa życzy powodzenia. Cofamy się do utwardzonej drogi i kręcimy na 12-stkę - kolejne wzniesienie [ ok 100 mnpm ] położone jest w pobliżu wsi Nowinka.

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Punkt kontrolny numer 13 znajduje się już nad Zalewem Wiślanym kilka kilometrów na wschód od Tolkmicka. Bartek, jako nasz ochotnik musiał do kolan wejść do wody, ponieważ lampion z perforatorem znajdował się przy Świętym Kamieniu głazie narzutowym leżącym kawałek od brzegu [ ZS 3 ].

Kolejnym wyzwaniem był wyznaczony wzdłuż strumienia Narusa odcinek specjalny [ PK 14, OS 1, PK15 ], który należało pokonać odnajdując po drodze dwa ukryte punkty. Kolce, pokrzywy, gałęzie i podobne przeszkody skutecznie nas spowolniły - 2,5 kilometra takiego marszu z rowerami było naprawdę męczące, oczywiście nie zabrakło też kąpieli przy przeprawie przez strumień. Jeszcze 50 km nocnej jazdy w mżawko- deszczu [ PK 16 ] i nad ranem wreszcie trafiamy z powrotem do strefy zmian A [ baza - Elbląg ].

Decydujemy się na 1 godzinę snu. Przebieramy się suche rzeczy i wchodzimy do śpiworów. Mimo iż na trasie sen po cichu się do nas zakradał w bazie nie było wcale tak łatwo zasnąć - może z powodu emocji? Po drzemce, zjadamy, przepakowujemy co trzeba i wyruszamy do „Bażantarni” [ PK 17 ] malowniczego lasku miejskiego, który poznajemy pokonując 9 kilometrowy bieg na orientację z 6-cioma PK, który okazuje się bardzo przyjemną odmianą po długiej nocnej jeździe na rowerze.

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Zabieramy plecaki [ PK 20 ] i rozpoczynamy etap 6 – 59 km biegu terenowego. Żeby nie skłamać - biegamy tylko po płaskim i na zbiegach. Trasa etapu jak się później okazało, nawet w wykonaniu tak dobrego zespołu jak Team 3600 osiągnęła niemal 100 km... Wyliczony przez organizatorów dystans zakładał po prostu poruszanie się drogami najkrótszymi, przechodzącymi przez szczyty czy wąwozy, które rzadko były lepsze od dróg okrężnych. Kto pokonał w życiu 100 km na orientację, wie co to znaczy – dodajcie więc do tego jeszcze to, co już do tej pory zrobiliśmy. Tegoroczne Mistrzostwa Polski Adventure Racing naprawdę nie były łatwym rajdem...

Po odnalezieniu PK 21 nad rzeką Dąbrówką zmierzamy na punkt 22 – długi przelot asfaltem do miejscowości Próchnik, a później zejście w głąb zarośniętego jaru do punktu – wspaniałe okoliczności przyrody - równie piękne, co trudne do przejścia! Następny lampion [ PK 23 ] ukryty w okolicach czerwonego szlaku, niedaleko wsi Łęcze, na którym znajdują się znane, zapewne turystom pozostałości grodziska „Święte Miejsce”.

Słońce po raz kolejny zachodzi za horyzontem, a my wciąż podążamy trasą rajdu. Wybierając dalej czerwony szlak za naszą drogę stajemy przed naprawdę niesamowitym widokiem: niebo jest już błękitno- szare, duży blady księżyc góruje nad krajobrazem zalesionych wzgórz – tylko te trzy elementy - księżyc, niebo, drzewa – ciepłe barwy jesiennych liści kontrastujące z zimnymi odcieniami szarości – musieliśmy się zatrzymać, albo przynajmniej zwolnić. Duch rywalizacji, przekraczanie własnych granic wytrzymałości, ekstremalne przeżycia – to elementy rajdów przygodowych, które uwalniają człowieka od balastu codzienności, dostarczają niezastąpionych wrażeń... W takim stanie minuta kontemplacji jest dla mnie jakby doskonalsza, głębsza, niż godzinne rozmyślania w innych sytuacjach.

Po znalezieniu PK 24 ponownie docieramy nad zalew. Odnajdujemy punkt 25 ukryty pod starymi torami, w miejscu przepływu rzeki. Wychodzimy na plażę by pokonać kolejny 2 kilometrowy odcinek specjalny [ OS 2 ]. Odnajdujemy po drodze punkt, który nie jest tak schowany jak się tego spodziewałem. Szukam go w krzakach, na wydmach, a wisi w całkiem widocznym miejscu. Zdublowany punkt [ PK 26 ] czyli Święty Kamień – tym razem ja zmierzam do wody [ ZS 4 ] – porządne schłodzenie nóg było, jak najbardziej przydatne. W tym miejscu wydarzyła się niestety rzecz przykra. Krzysiek musiał zrezygnować z dalszej drogi. Parę punktów wcześniej, wykręcił sobie nogę na jakimś kamieniu, co z początku nie wydawało się groźne. Jednak w miarę pokonywania kolejnych kilometrów (biegiem) noga skapitulowała, a odcinek po miękkim piasku jeszcze w tym pomógł. Noga spuchła i Krzysiek choć chciał – nie mógł. Trudna to sytuacja gdy traci się członka zespołu, ale nikt z naszej czwórki nie miał wątpliwości, co teraz. Paula, Barek i ja ruszyliśmy po dłuższej chwili dalej w trasę, zostawiając Krzyśka w rękach obsługi punktu. Wkrótce miał po niego przyjechać transport (zdążył do tego czasu oczywiście zmarznąć). Teoretycznie moglibyśmy już nie zostać sklasyfikowani, ale nie mieliśmy zamiaru schodzić z trasy, przyjechaliśmy po to, by zmierzyć się z tym dystansem, więc walczyliśmy dalej.

Rozproszeni nieprzyjemnymi wydarzeniami mamy problemy z namierzeniem kolejnego punktu [ PK 27 ] – tracimy ceny czas i energię. Na szczęście, dalej idzie już lepiej, utrzymujemy naprawdę dobre tempo, biegnąc gdzie jest to możliwe. Przy PK 27 spotkamy Funexsports (który wyprzedził nas gdzieś po drodze). Szukają punktu już długo, z ich zespołu została już tylko dwójka – Ela i Maciek – nie zrezygnowali mimo braku kolegów – walczą dla siebie, tak jak my. W końcu już na skraju rezygnacji udaje się odnaleźć punkt z pomocą napotkanych zawodników z trasy Speed. Biegniemy...

Przychodzi czas na kryzys Bartka, zostaje trochę w tyle – łapie go senność, ja nawiguję. Docieramy do 28 punktu w pobliżu wsi Brzezina, gdzie mamy do przejścia zestaw trzech mostów linowych rozciągniętych nad przepięknym jarem [ ZS 5 ]. Zadanie dosyć brutalne dla mięśni rąk, oczywiście w zależności od stopnia ich wytrenowania. Wykonuję zadanie jako pierwszy więc na koniec udaje mi się zamknąć oczy na jakieś 4 minuty. Szybko zwijamy nasz sprzęt i oddalamy się truchtem (każdy postój lub zmniejszenie prędkości poruszania się, jest równoznaczne z utratą ciepła). Nadchodzi czas na zmianę – oddaję mapę Bartkowi, a sam walczę z potężnym „sennym potworem” (oczywiście brak mapy w ręku sprzyja senności, bo nie masz na czym się skupić). Bartek i Paula będą zapewne długo wspominać moje absurdalne wypowiedzi i sinusoidalny tor biegu... Mam nadzieję, że za bardzo Was nie spowolniłem! Paulę również dopada w końcu potrzeba snu – pod naciskiem trzeźwego już Bartka kładziemy się, przykrywając foliami NRC na 13 minut (dokładnie!) pod napotkaną wiatą, nad jeziorkiem. Bezcenne minuty odpoczynku pozwalają kontynuować nam bieg – mocnym tempem jak przystało na maratończyków, biegniemy już o świcie do kolejnego punktu. PK 29 i PK 30 zdobywamy biegiem – teraz już tylko powrót do bazy – bieg. Stawy i mięśnie zaczynają mieć do nas pretensje. Z Bartkiem jesteśmy pod wrażeniem Pauli, która porusza się niczym „młoda bogini” (żart sytuacyjny powstały na trasie). Jest naprawdę mocną biegaczką - szacunek Paula!

Etap pieszy zajmuje nam 21 godzin... Wiemy, że zrobiliśmy już dużo więcej kilometrów, niż do tego momentu przewidywały założenia trasy, ale w takiej sytuacji są też pozostałe dwa zespoły. Liderzy z 3600 wyruszyli już dawno na ostatni etap rowerowy prowadzący wokół Jeziora Drużno, który organizator znacznie skrócił w związku z zaistniałą sytuacją. My dostajemy informację, że możemy odpuścić już ten etap i udać się na końcowy 9 etap - spływ tratwą. Dyskutujemy co począć, przebierając się jednocześnie i jedząc. Odpuszczamy sobie planowany wcześniej sen, ale z racji tego, że nie wyruszamy już na rower i zbieramy się do wyjścia. Podjeżdżamy jeszcze na rowerach po jeden punkt [ PK 32 we wspomnianej Bażantarni ] i już bardzo spokojnie udajemy się do miejsca rozpoczęcia finalnego spływu [ PK 42 ].

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Do dyspozycji mamy dętki, deski i sizalowy sznurek. Wiemy, że etap (choć tylko kilometrowy) może dłużej potrwać, więc ubieramy pianki, które wcześniej zdeponowaliśmy na tę okoliczność (a może wspomnienie etapu kajakowego nas do tego skłoniło?). Misterną konstrukcję wodujemy na wodach Kanału Elbląskiego i ostrożnie usadawiamy się na niej. Bartek zajmuje miejsce w środku, ponieważ pod koniec ponownie będzie musiał wspiąć się na most, tym razem po drabince alpinistycznej. Powolnym tempem, jak na tratwę przystało docieramy w obstawie fotografów na kajakach, do mostu. Bartek jeszcze raz wykazuje się umiejętnościami wspinaczkowymi [ ZS 6 i ZS 7 ], a ja z Paulą utrzymujemy nasz środek transportu w równowadze, gdy ten ponownie zjeżdża na tratwę. Ostatnie metry do brzegu. Wyciągamy tratwę ściśnięci przez pianki, zmęczeni i mokrzy; mimo tego bardzo szczęśliwi biegniemy do centrum.

Navigatoria AR Team na Mistrzostwa Polski w Adventure Racing Elbląg 2010; foto: Piotr Łopuchin / furbo.pl

Zanim jednak przekroczymy linię mety wchodzimy na szczyt Bramy Targowej by wykonać ostanie zadanie specjalne [ ZS 8 ] – widowiskowy zjazd na linie - przy okazji podziwiamy Elbląg z góry. Trzymając się za ręce kończymy naszą przygodę na trasie Mistrzostw Polski w Adventure Racing!

Organizatorzy postanowili docenić naszą walkę i mimo zdekompletowania zespołu, uhonorowali nas drugim miejscem, za co jesteśmy wdzięczni. Mimo, że całej trasy nie pokonaliśmy (okazała się jak to mogliście powyżej przeczytać znacznie dłuższa niż 330 km) to chyba do tych magicznych (przynajmniej dla mnie) 300 km udało się dociągnąć – można więc powiedzieć, że nasz cel został osiągnięty.
Następny start na tak długim dystansie, obiecujemy sobie oczywiście skończyć w komplecie, bo o to przecież sport zespołowy! Ludzie z którymi przeżywa się takie rzeczy stają się naprawdę bliscy. Paula, Krzysiek, Bartek – dziękuje nie tylko za te 55 godzin na trasie, ale za wszystkie wspólne chwile!

Jakie kolejne wyzwanie postawi sobie Navigatoria, dowiecie się już niedługo.


Rafał Adametz Navigatoria Adventure Racing Team

4 komentarze:

  1. Wielki szacun, mimo że nie udało się skończyć w komplecie. Ano cóż, tak to bywa. Ale kilometry i doświadczenie za Wami. Życz Krzyśkowi niech mu nóżka szybko hula na powrót. A Paula to Twardzielka przez duże T!
    ps. Mam cały czas Twój zaczarowany widelec ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ;)

    Dobrze to ujęłaś "kilometry i doświadczenie za nami" - teraz można małymi kroczkami iść dalej;)
    Paula naprawdę jest supermocna!
    Strzeż widelca - możesz nawet nim jeść, ale go pilnuj! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bogu dzięki, że chodzi o sztuciec! Zacząłem już oglądać rower czy mnie czego nie brakuje i jakem mógł rzecz zgubić?:} a tu proszę!
    Nie siadaj na laurze Paulo! Naprzód N-drużyno!

    OdpowiedzUsuń

Witaj na stronie Furbo Mobilne Studio! Dodaj Swój komentarz!