Pages

piątek, 2 września 2011

the hARz Drehtainer Adventure Race 2011- relacja Rafała Adametz z Hanza Navigatoria Team cz. 2

Druga częśc relacji z rajdu przygodowego the hARz autorstwa Rafała Adametz:

'Podjazdem asfaltowym docieramy do miejscowości Harzgerode nieopodal. na skraju lasu odnajdujemy TA 4. Obsługa wita nas serdecznie, pod zadaszeniem widzę stół zastawiony żelkami, orzeszkami, chipsami, piankami i holenderskimi stroopwafels. Wspaniale! Zanim przystąpimy do konsumpcji musimy jednak wykonać zadanie specjalne – zjazd na „jabłuszku” spod progu skoczni narciarskiej K16. Zapewne w tym momencie czytelnik odczuwa co najmniej strach, proszę się jednak nie martwić, zawodnicy AR to bardzo wszechstronni sportowcy. Takie ekstremalne atrakcje to nasza specjalność! Zatrzymaliśmy się na pewno spora poza punktem konstrukcyjnym! Po tym energetyzującym akcencie należało jeszcze strzelić z łuku do tarczy, co jest już akurat stałym punktem programu na The hARz. Gdy w końcu udało mi się poprawnie ułożyć strzałę wypuściłem ją, celnie trafiając – próba zaliczona. Kolej na Paulę – pierwsza strzała wbita w ziemię, druga wystrzelona w pole ponad tarczą, trzecia i ostatnia – w sam środek tarczy! W przypadku nie trafienia żadnej spośród trzech strzał należało powtórzyć zjazd, no ale nam się powiodło, mogliśmy więc udać się po schodach z powrotem do stołu z pysznościami. Po pochwyceniu paru słodkości wyruszamy na etap „run&bike” mierzący około 15km. Polegał on na tym iż do dyspozycji mieliśmy tylko jeden rower. Wybraliśmy rower Pauli ja ruszyłem biegiem a moja partnerka na rowerze z plecakiem. Na każdym punkcie zmienialiśmy się sprawnie w następujący sposób – osoba na rowerze podjeżdżała z kartą szybciej do punktu podbijała zostawiała rower i ruszała biegiem w kierunku następnego punktu, druga dobiegając na punkt wsiadała na rower i doganiała po chwili biegacza. Tak zebraliśmy dosyć szybko 7 z 8 punktów. Wracają do TA 4 wytyczyliśmy nowy szlak przez pole jakiegoś, miejscowego gospodarza, zbierając tym samym trochę zboża do butów.

W strefie zmian posililiśmy się jeszcze wystawionymi smakołykami (osobiście zabrałem jednego stroopwafla do kieszonki na potem- nie mogłem się powstrzymać!). Teraz już czas na rowerownie do ostatniej TA 5. Po drodze do zgarnięcia jeszcze CP 26, niestety tutaj nawigacyjnie trochę się zakręciłem i przy samym punkcie straciliśmy cenny czas na bezowocne poszukiwania, aż w końcu spotkaliśmy inny zespół, który wskazał nam właściwą drogę. Zasuwamy do strefy zmian!
Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy, na etap który miał się okazać kluczowy dla naszej punktacji zostały nam tylko 2 godziny... W każdym razie mamy siłę żeby biec i jesteśmy zdeterminowani by zdobyć jak najwięcej punktów. I wtedy, chyba pod wpływem presji czasu, zakładam absurdalny wariant wybierając jakieś najdalej wysunięte punkty (sugerując się tym że mają większą wartość), Paula nie zgłasza sprzeciwu, więc wybiegamy na ten przedostatni etap nie będąc świadomi jak dramatycznie się on zakończy. Prawie godzinę zajęło nam dotruchtanie do pierwszego CP, biegniemy dalej widząc jak skurczył się nasz czas mamy 1 godzinę i 10 min do tego by znaleźć się na mecie (po etapie pieszym czeka nas jeszcze 6,5 km dojazdu na rowerze do mety). Biegniemy dalej, mijamy wracającą do TA ekipę Navigator. Sławek ostrzega nas: „w tę stronę chyba już nie zdążycie!”. Po jakimś czasie docieramy w okolice kolejnego CP. Paula informuje mnie regularnie, że zostało nam mało czasu. Wkrada się mały stres... Nie trafiamy gładko na punkt, a zegarek nie daje spokoju – trudno, musimy wracać! Została nam godzina bez paru minut. Biegniemy, patrzę na mapę, najpierw polecimy na przełaj – Paula mówi że słabnie, pyta czy jestem pewien, że dobrze lecimy – jestem. Przeskakując gałęzie nagle czuje ukłucie w stopę - krzyk – padam na ziemię. Z zakupionego, całkiem nie dawno na Krupówkach buta sterczy mi patyk grubości małego palca! Przebił buta, czy coś więcej - nie wiem, może pod wpływem adrenaliny tak bardzo nie czuję, ale boli.. Próbuję go wyciągnąć, nie mogę, decyduje się na zdjęcie buta – uff – kij przebił podeszwę i tylko zranił mnie w stopę , nic poważnego. „Dawaj, dawaj!” – biegniemy dalej, trafiamy w końcu na drogę i teraz już cały czas truchtem lub szybszym biegiem posuwamy się na przód. „Nie dam rady biec pod górę” – „to daj plecak, ale biegnij!” Z dwoma plecakami biegnę za Paulą, asfalt jest już blisko. Wybiegamy , jest ciężko ale widać już miasto. Przeskakujemy jeszcze przez płot aby skrócić trasę i wbiegamy na 18 minut przed końcem czasu do TA 5! Mówię do Pauli żeby już jechała. Sam pakuję szybko zostawiony w strefie sprzęt do plecaka patrzę jeszcze raz na mapę (teraz nie możemy popełnić najmniejszego błędu!). Pytam obsługi- „You think we can do it?” - ” If you are lucky, yes.” . Wybiegam z rowerem przez bramę wsiadam i pedałuję co sił, dochodzę Paulę pomagam jej jechać pod górę popychając za plecy. Nie przestaję motywować – „Dawaj, dawaj! Teraz wszystko!”. Gdy wreszcie podjazd mamy za sobą rozpoczyna się karkołomny zjazd – jadę przodem, mijamy skrzyżowanie trzech dróg – wjechałem na właściwą, Paula trzyma się twardo – krzyczę do niej żeby uważał bo teraz musimy zjechać ścieżką pod linią energetyczną – co oznaczało bardzo stromy odcinek. Wjeżdżamy, rower podskakuje, ale droga jest przejezdna, wyskakujemy na ostatnią prostą! „Ale, ale, dawaj, mocno!” – wjeżdżamy do kempingu- razem przekraczamy linię mety – zdążyliśmy na 30 s. przed końcem czasu (spóźnienie kosztowało by nas utratę punktów)! Robią nam zdjęcia, Winfried i inni gratulują nam, przytulamy się i dziękujemy sobie. Jeszcze zdjęcie z flagą i idziemy usiąść na chwilę na trawę i odetchnąć. Udało się.

Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mogliśmy wystartować pierwszy raz za granicą. Dzięki temu startowi zyskaliśmy nie tylko dużo mocnych wrażeń, ale też sporo doświadczenia które, mamy nadzieję zaowocuje na przyszłych startach. Ostatecznie zostaliśmy sklasyfikowani na 12 miejscu na 36 startujących zespołów z Holandii, Niemiec, Belgii, Danii i Stanów Zjednoczonych. Mimo pewnych nieporozumień (CP 2) organizatorowi należą się wyrazy uznania za zorganizowanie dobrych międzynarodowych zawodów. Gratulujemy naszym rodakom z „Berlin Moskwa Racing Team”, którzy zakończyli rajd jedno miejsce przed nami oraz niepokonanej na trasie ekipie „Navigator Kraków”.
Serdecznie dziękujemy firmie „HANZA Grupa Inwestycyjna” za pomoc i mamy nadzieję, że relacja choć trochę odda te emocje i przygody, które dzięki Wam przeżyliśmy. Czekamy z niecierpliwością na zdjęcia oraz film i kto wie, może za rok powtórzymy wypad w niemieckie góry Harz!'

Rafał Adametz
Hanza Navigatoria Adventure Racing Team

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj na stronie Furbo Mobilne Studio! Dodaj Swój komentarz!